Jak wsłuchiwanie się w ciszę zmienia nasz mózg

Wierz lub nie, ale świat wokół nas jest dziś bardziej hałaśliwy, niż kiedykolwiek na przestrzeni naszej udokumentowanej historii. Pomimo faktu, że w okresie pandemii COVID-19, gdy obowiązywały kwarantanna i inne środki bezpieczeństwa, wystąpiły krótkotrwałe spadki poziomu hałasu, wygląda na to, że trend współczesnego stylu życia niepohamowanie zmierza w stronę coraz wyższych poziomów hałasu. Od nieprzerwanego ruchu samochodowego, przez hałas śmigłowców i brzęczenie dronów, aż po niekończące się dzwonki telefonów komórkowych, pikanie szpitalnych monitorów, głośne odbiorniki telewizyjne w poczekalniach czy nieustanne rozmowy w biurowych open space’ach.

Coraz głośniejsze, by było je słychać, syreny pojazdów ratunkowych, które muszą przedzierać się przez ruch uliczny, są najlepszym wskaźnikiem wzrostu hałaśliwości naszego otoczenia. Szacuje się, że dzisiejsze syreny są aż sześć razy głośniejsze od tych, które słychać było przed stu laty, co świadczy o znacznym nasileniu hałasu w naszych miastach i na terenach pozamiejskich. Według danych National Park Service’s Natural Sounds and Night Skies Division, poziom zanieczyszczenia hałasem podwaja lub nawet potraja się co trzydzieści lat.

Hałas kontra Cisza: Bitwa o nasze zdrowie

Czy jednak wszechobecny hałas stanowi tylko męczący problem, czy może brak możliwości jego eliminacji pociąga za sobą ryzyko utraty czegoś kluczowego dla naszego zdrowia fizycznego i psychicznego? Rosnąca jednomyślność między specjalistami z różnych dziedzin – od neurologii, psychologii aż po kardiologię – wskazuje, że hałas jest nie tylko nieprzyjemny, ale też niesie z sobą poważne ryzyko dla naszego zdrowia i funkcji poznawczych. 
Cisza, z kolei, gra dla naszych mózgów zasadniczą rolę. Mathias Basner, profesor na Uniwersytecie Pensylwańskim oraz ekspert w dziedzinie środowiska akustycznego i odpoczynku, wyjaśnia, że hałas wywołuje stres, szczególnie gdy nie mamy nad nim kontroli. Gdy fale dźwiękowe uderzają o nasze bębenki w uszach, wprawiają w drżenie kości ucha wewnętrznego, wywołując falowanie cieczy w spiralnej jamie wielkości ziarna grochu zwanej ślimakiem. Drobne struktury włoskowate wewnątrz ślimaka przemieniają te ruchy w sygnały elektryczne, które nerw słuchowy przenosi do mózgu.

Neurolodzy stwierdzili, że sygnały te kierują się do ciała migdałowatego, dwóch migdałowatych skupisk neuronów, tworzących podstawę biologiczną naszego życia emocjonalnego – w tym reakcji walcz lub uciekaj. Gdy sygnały docierają do ciała migdałowatego, uruchamiany jest proces, w trakcie którego wydzielamy hormony stresu. Zbyt wielka ilość bodźców prowadzi do nadmiernego stresu – o czym świadczy obecność w naszej krwi substancji chemicznych, takich jak kortyzol.

W roku 1859 legendarna brytyjska pielęgniarka i innowatorka w obszarze zdrowia publicznego Florence Nightingale opisała swoje doświadczenia z pacjentami szpitalnymi w trakcie wojny krymskiej: „Niepotrzebny hałas stanowi najokrutniejsze zaniedbanie w opiece, którego można się dopuścić nie tylko wobec chorych, ale także i zdrowych”. Najnowsze badania wskazują, że miała absolutną rację.

Już od lat pojawiają się obawy, że nadmierny hałas może wywołać utratę słuchu – poważny problem, który może prowadzić nawet do izolacji społecznej i samotności. Szeroki zbiór recenzowanych prac z kilku ostatnich dziesięcioleci wskazuje jednak na ryzyka, które obejmują choroby sercowo-naczyniowe, udary i depresje, tak samo jak przeróżne komplikacje, do których dochodzi w związku z jedną z tych chorób.

Niewidzialny wróg zdrowia i umysłu

W latach 70-tych XX wieku badaczka psychologii środowiskowej Arline Bonzaft stwierdziła, że wyniki testów czytelniczych licealistów z Manhattanu, których klasy znajdowały się naprzeciwko naziemnej trasy metra (co skutkowało wysokim poziomem hałasu) były znacznie gorsze od wyników uczniów w cichszych klasach po drugiej stronie budynku. Ponieważ reakcja stresowa na hałas jest dobrze znana, oczywiste było, że tymczasowe podniesienie poziomu decybeli – tak samo jak na koncercie grupy heavymetalowej – z natury rodzi problemy.

Problem był jednak szerszy niż sama ingerencja w czynność ciała migdałowatego. Przeszkadzające piszczenie pociągów prawdopodobnie naruszało skupienie uczniów, wywoływało sprzeczne myśli i podkopywało ich zdolność uważnego słuchania. Hałas z zewnątrz prawdopodobnie wspierany był przez wewnętrzny hałas kotłujących się myśli, zaburzał koncentrację, a następnie negatywnie wpływał na zdolności poznawcze i pamięć.

I chociaż skutki hałasu są coraz bardziej oczywiste, siła oddziaływania ciszy na umysł i ciało jest tak naprawdę czymś więcej i czymś głębszym niż tylko narzędzia służące do pokonania stresu.

Czy cisza naprawdę jest złotem?

Przed kilkoma laty Imke Kirste, ówcześnie profesor na Duke University Medical School, prowadziła niecodzienne badania, których celem było zbadanie starej kwestii: „Czy cisza naprawdę jest złotem?”.

Kirste i jej zespół codziennie przez dwie godziny umieszczali myszy w komorach anechoicznych – małych, praktycznie bezdźwiękowych kabinach. Następnie testowali oddziaływanie pięciu rodzajów dźwięków na ich mózg: białego szumu, odgłosów młodych myszy, „Sonaty na dwa fortepiany D-dur” Mozarta, hałasu z otoczenia i ciszy. Po zastosowaniu każdej zmiennej dźwiękowej jej zespół mierzył wzrost komórek w hipokampie każdej myszy – obszarze mózgu najbardziej związanym z pamięcią.

Jakkolwiek Kriste i jej zespół przypuszczali, że największy efekt wzbudzą dźwięki młodych myszy, stwierdzili, że w rzeczywistości najsilniejszą reakcję myszy wyzwalała cisza, która skutkowała największą liczbą nowo powstałych i stałych neuronów. „Obrazowanie funkcjonalne wskazuje, że próba nasłuchiwania w ciszy aktywuje korę słuchową”, napisali.

To nieskomplikowana, ale silna wizja: „Próba wsłuchiwania się w ciszę” może jednoznacznie przyspieszyć wzrost cennych komórek mózgowych. Ten akt wsłuchiwania się w ciszę może sam w sobie wzbogacić nasza zdolność myślenia i odbierania.

Pitagoras i joga w zgodzie

Wspomniana koncepcja nie jest wcale nowa. „Nauczcie się milczeć”, radził swoim uczniom antyczny encyklopedysta Pitagoras. Grecki filozof i protoplasta współczesnej geometrii mówił do swojego wąskiego grona uczniów: „Pozwólcie swoim myślom słuchać w ciszy i chłonąć ciszę”. Humanista z XV wieku John Reuchlin wyjaśnił, że Pitagoras uważał ćwiczenia w ciszy za „pierwszą podstawę kontemplacji” – podstawę wszelkiej mądrości.

Istnieje również tysiącletnia tradycja nada jogi, znana czasami pod nazwą „jogi dźwięku”. Niektórzy nauczyciele opisują tę praktykę jako zestrojenie się z „dźwiękiem ciszy”. W odróżnieniu od pozostałych praktyk medytacyjnych, które zwykle ukierunkowane są na śledzenie myśli lub skupienie się na oddechu, poleceniem w nada jodze jest wyłącznie słuchanie. Po prostu zwracaj uwagę na dźwięki wokół siebie, w tym dzwonienie we własnych uszach.

Zaskakujące źródło zdrowia mózgu

Zgodnie z analizą Imke Kirste moc wsłuchiwania się w ciszę nie spoczywa tylko w czystej relaksacji. Wraz ze swoimi kolegami odkryła, że głębokie wsłuchiwanie się w ciche otoczenie może w rzeczywistości stanowić źródło pozytywnego stresu, nazywane „eustresem”. Stwierdziła, że spośród różnych stosowanych na myszach bodźców, cisza okazała się „najbardziej podniecająca, ponieważ w warunkach dzikiej przyrody jest bardzo nietypowa, dlatego musi być odbierana jako ostrzeżenie”. O ile autorzy badania zgadzają się z tezą, że większość codziennego stresu negatywnie wpływa na wzrost i uzdrawianie mózgu, eustres uważają za coś innego – za rodzaj wysiłku, dzięki któremu rośniemy ponad miarę swoich możliwości.

Jeżeli jesteś więc zdolny poświęcić jakiś czas ciszy, nie potrzebujesz koniecznie specjalistycznej praktyki medytacyjnej, żeby wykorzystać jej zalety dla zdrowia i poznania. Wystarczy nasłuchiwać. Po prostu znajdź czas na dostrojenie się.

W czasach, w których jest tyle hałasu, cisza zasługuje na uwagę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *