Panie reżyserze, w przyszłym roku będzie Pan obchodził ważny życiowy jubileusz a przy tym jest Pan w znakomitej formie. Jaki jest Pana sekret?

Z natury jestem leniwy. Na szczęście mam wokół siebie ludzi, którzy nie pozwalają mi siedzieć bezczynnie. Trzeba zająć czymś głowę i ciało. Ostatnio, przed wakacjami, miałem głowę naprawdę zajętą. Grałem w jednym filmie tłumacza z języka niemieckiego na słowacki. Przy czym żadnego z tych dwóch języków za bardzo nie znam. Rozumiałem, co mam powiedzieć, ale odpowiednia wymowa wymaga wielu lat praktyki, której nie mam. Na szczęście w trakcie nagrywania filmu wszyscy mi pomagali i mieli do mnie cierpliwość. Ale głowa mi się przy tym gotowała. Z kolei moja żona pilnuje mnie, żebym ćwiczył jogę i power plate. Nie chce mi się, ale wiem, że tego potrzebuję. Jestem jej za to wdzięczny, ponieważ dużo lepiej się dzięki tym ćwiczeniom czuję.

To żona przekonała mnie także do chińskich grzybów reishi. To taki mały cud. Przynajmniej dla mnie. Bez komplikacji przechodzę przez sezon grypowy i mam wrażenie, iż grzyby reishi pobudzają także moją energię. Zresztą, jest to udowodnione naukowo.

Przyjmuje Pan grzyby reishi regularnie czy tylko w okresie osłabienia organizmu?

Nauczyłem się przyjmować je regularnie a jeżeli mam jakieś problemy zdrowotne, zwiększam dawkę. Tak samo robi moja żona Olinka i obie nasze córki. Ewcia chodzi do przedszkola i w ogóle nie choruje, a Ania, od czasu, gdy zaczęła stosować Reishi, Cordyceps i BetaGlukan, też przestała chorować. Wszelkie epidemie grypy omijają nas szerokim łukiem. A kiedy jakaś choroba się nam przytrafi, aż dziw bierze, jak połączenie tych właśnie trzech substancji szybko pomaga nam ją zwalczyć.

Jest Pan zwolennikiem tradycyjnej chińskiej medycyny?

Funkcjonuje już 5000 lat, więc chyba coś w tym jest. Ale wcześniej nic o niej nie wiedziałem. Olinka jest takim naszym nieformalnym domowym lekarzem i pokazała mi wiele aspektów zdrowego stylu życia. Myślę, że trzeba przede wszystkim zachować we wszystkim zdrowy rozsądek i oczywiście są sytuacje, kiedy bez antybiotyków człowiek się nie obejdzie.

Zwraca Pan uwagę na to, co je?

Przez całe lata nie przykładałem do tego większej wagi. Byłem chorowitym dzieckiem, jedzenie mnie męczyło i na długo mi to zostało. Właściwie aż do czasu, kiedy poznałem żonę. Ona ma jedną wielką zaletę: jest sportowcem. Widzi rzeczy takimi, jakie są. My, „intelektualiści”, mamy tendencję wszystko interpretować, wymyślać sobie scenariusze. Sportowcy i „prości” ludzie biorą życie takim, jakie jest. Umieją nim żyć i korzystać z niego, a nie wymyślać je. Więc Olinka to smakosz! I obie nasze córki są w tym do niej podobne. Wszystkie trzy to smakoszki i od nich nauczyłem się smakować jedzenie i ja.

Zająć czymś głowę i ciało – to dobra rada – ale wielu ludzi w dzisiejszych czasach się nie rusza, trawiąc dni przed komputerem i stresując rozwiązywaniem dość prozaicznych zadań. Zacząć się ruszać to głównie tylko kwestia podjęcia właściwej decyzji. Ale jak zmusić myśl, aby szła głębiej? Nie każdy jest reżyserem.

To nie zależy od tego, co myślę, lub co chcę myśleć. U mnie jest to znacznie prostsze: mam moją Olinkę a ona ma wolę. Decyduje za mnie. Jest do tego lepiej przygotowana ode mnie. W przeciwieństwie do mojej szkoły średniej, w jej szkole sportowej przekazywano uczniom wiedzę o tym, jak słuchać swojego ciała.

Jak ocenia Pan dzisiejszy trend, że dla wielu ludzi zdrowy styl życia i rozwój osobisty stają się pewnego rodzaju obsesją? Pokolenie ludzi urodzonych w trakcie wojny lub zaraz po niej wydaje się bardziej zdolne do radzenia sobie z przeciwnościami życia, zachowując przy tym optymizm. Za to dzisiejsi młodzi ludzie, pomimo wszystkich ułatwień, tę zdolność jakby utracili. Jest tak faktycznie, czy to tylko wrażenie?

Jest to chyba spowodowane tym, że mając te wszystkie wygody, już nie słyszymy, czego potrzebuje nasze własne ciało.

Co powiedział by Pan na podstawie własnych doświadczeń osobie, która zapytałaby Pana, jak żyć zdrowo i w zgodzie z samym sobą?

Nie mogę tak generalizować, proszę zrozumieć. Moje doświadczenie podpowiada mi jedno:

Jeżeli, jak w moim przypadku, twoje lenistwo jest silniejsze od troski o własne zdrowie, warto mieć przy sobie taką osobę, jak moja żona Olinka.